3. "Bo życie bez przyjaciół, jest jak pączek bez dżemu."

Austria.
październik 2017.

~*~

-I jak? - Kristina podskoczyła w miejscu, gdy do jej uszu dotarł delikatny głos Andrei, która właśnie pojawiła się przed salą, w której od kilku długich dni podpięta pod różne aparatury leżała Katherine Müller. Starsza z kobiet spojrzała na tę młodsza z widocznymi jeszcze śladami łez w kącikach oczu. Patrząc na Černcic, Andrea cierpiała dodatkowo. Dobrze wiedziała, że ona i Kate były ze sobą bardzo blisko, wręcz traktowały się jak siostry. Dla niej obie były bardzo ważne, były częścią jej życia. 
-Mama Michaela mówi, że jest lepiej. - odpowiedziała dotykając lekko zimnej szyby, oddzielającej salę od korytarza. 
-Kate jest silna, wyjdzie z tego. - dodała Andrea obejmując mamę słodkiej Lily. Kristina uśmiechnęła się delikatnie.
-Wiem, ale ciągle się boję, że już jej nie odzyskamy. - odpowiedziała wtulając się w siostrę Andreasa, która miała nadzieję, że żadne ze słów kobiety nie będą miały możliwości się ziścić. 
-Będzie dobrze i nie możemy przestać w to wierzyć. - szepnęła młodsza z blondynek, wbijając wzrok w salę Katherine, przy której łóżku już trzecią godzinę czuwał Andreas, ku niepokojowi wszystkich zwlekający z rozpoczęciem treningów do zbliżającego się wielkimi krokami sezonu olimpijskiego. 
   W głowie Andreasa kłębiło się wiele różnych myśli. Siedząc przy jej łóżku, już kolejną godzinę przypomniał sobie już dosłownie wszystko, co wiązało się z postacią austriackiej policjantki. Odkąd trafiła do szpitala w ciężkim stanie, on nie odchodził od jej łóżka praktycznie wcale. Stracił wiele czasu bez niej, popełnił ogromny błąd, gdy pozwolił jej odejść tak po prostu nie próbując nawet jej znaleźć i zapytać o powód rozstania. Tak bardzo tego żałował.
    Chwycił jej bladą dłoń, na której widział wenflon. Przystawił ja do swoich ust i musnął ją swoimi wargami. Zrobiłby wszystko, gdyby mógł cofnąć czas i odkręcić wszystko co stało się w ich życiu. Chciał móc mieć ją cały as obok siebie i nigdy nie pozwolić jej od niego odejść. 
-Powiedz mi, dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? - spytał, nadal trzymając jej dłoń w swoich dłoniach. Nie chciał jej stracić kolejny raz, wiedział, że zrobi wszystko, żeby Müller znów była jego. 
Spuścił głowę, przymykając oczy i głęboko odetchnął. Nie widział momentu, w którym powieki policjantki drgnęły. Skoczek tego nie dostrzegł, jednak gdy delikatnie poruszyła swoją dłonią w jego dłoniach oprzytomniał, podniósł głowę jak poparzony. 
-An...ndre...eas? -wyszeptała niepewnym, chrapliwym głosem. 
-Kate. - wyszeptał podnosząc się z taboretu. W tym samym momencie w sali pojawiły się Andrea, Kristina, Julia i doktor Hayböck. Ta ostatnia od razu podeszła do łóżka policjantki, a po chwili obok niej stanęła Julia zapisując parametry w jej dokumentacji medycznej. Andreas z szerokim uśmiechem na twarzy stał pomiędzy Andreą i Kristiną, obejmując je obie a one odetchnęły z ulgą widząc lekki uśmiech na twarzy Müller.
-Udało się... - wyszeptała Černcic, po czym poczuła na swoim czole cmoknięcie Koflera.
-Kate zawsze była silna. - dodała Andrea, ściskając dłoń byłej partnerki Thomasa Morgensterna, dla której Kate była najlepszą przyjaciółką a nawet siostrą, dla której zrobiłaby wszystko.
   Brigitte Hayböck uśmiechnęła się do Kate, lekko dotykając jej nagiego ramienia. Mogła odetchnąć z ulgą. Zaczynała się już bać, że młoda policjantka się nie wybudzi, tym samym pogrążając bliskich w ogromnym smutku. Na szczęście wszystko poszło po jej myśli i Katherine pamiętała wszystko i nie skarżyła się na poważniejsze dolegliwości. Na ułamek sekundy przymknęła powieki, oddychając głęboko. Mogła dopisać do swojego konta kolejne medyczne zwycięstwo. 
-Przyjdźcie jutro, Kate musi odpocząć. Wy z resztą też. - powiedziała, delikatnie łapiąc dłoń Andrei. 
-Dobrze. - odpowiedzieli. Posłali Müller promienne uśmiechy, odpowiedziała im tym samym, jednak nieco delikatniejszym. Pamiętała jedynie dzień akcji pod Wiedniem, gdy została postrzelona i upadła na jezdnię. Nie wiedziała jak długo była nieprzytomna. Nie wiedziała zupełnie nic, co działo się podczas tych kilku dni, w których była w śpiączce. Miała nadzieję, że dowie się wszystkiego. 

•••

    Thomas Morgenstern zamknął cicho drewniane drzwi małego, przytulnego i typowo dziewczęcego pokoiku znajdującego się na końcu, szerokiego ale niezbyt dużego korytarza na piętrze jednorodzinnego domu. Uważnie stawiał zakryte czerwonymi skarpetkami stopy, na drewnianej podłodze, tak żeby tylko deski ułożone na podłodze nie skrzypnęły. Lily, tak jak jej mama miała bardzo delikatny sen. Morgenstern uśmiechnął się lekko schodząc po drewnianych schodach w dół, do salonu, w którym na szklanym stoliku stał porcelanowy kubek z ostygniętą już herbatą. W telewizorze natomiast migały fotosy filmu animowanego, przy którym jego oczko w głowie zasnęło.     Usiadł na kanapie, wziął kubek w dłonie i wbił swój wzrok w obrazki migające na ekranie telewizora. Obiecał swojej byłej partnerce, że zajmie się ich córeczką do momentu, w którym blondynka nie wróci do domu. Choć dochodziła dopiero ósma wieczorem, ziewnął przeciągle. Zmęczył go pierwszy od dawien dawna trening, o którym poza Alexandrem Pointnerem i zaprzyjaźnionymi lekarzem i fizjoterapeutą nie wiedział nikt. Przez ponad dwa lata zastanawiał się czy powinien ulec namowom przyjaciół, rodziny, kibiców czy dziennikarzy i wrócić do skakania.           Dopiero teraz coś się w nim przełamało. W momencie, w którym Lily powiedziała mu, że chciałaby go zobaczyć fruwającego z wujkami po niebie. Jednak obawy cały czas dręczyły jego myśli, jego głowę i nie dawały mu spokoju. Bał się zarówno tego, że jego powrót może okazać się totalną porażką, jak i tego, że znów upadnie i koszmar z przed kilku lat powróci. Przetarł dłonią twarz głęboko oddychając. Myśląc nad upadkiem zaczął snuć, że były karą za to, co zrobił ówczesnej partnerce i nowo narodzonej córeczce. I choć Gregor i Andreas wypierali mu te myśli z jego głowy.    Wierzyli, że życie Thomasa w końcu się ułoży i znów będzie szczęśliwy, tak jak wtedy gdy nie widzieli poza sobą świata razem z Kristiną. Westchnął w tym samym momencie, w którym do domu weszła Kristina. Przywitała go lekkim uśmiechem na twarzy. Była zmęczona po ciężkim dniu w pracy i długiej wizycie w szpitalu u Katherine, która dwie godziny wcześniej wybudziła się ze śpiączki, a o czym poinformowali go o tym fakcie zaraz po tym jak to się wydarzyło. 
-Padam z nóg. - powiedziała kładąc torbę na jasną komodę. Dłonią przejechała po napiętym karku, co nie uszło uwadze Thomasa, który podniósł się z sofy i pokonując kilkanaście metrów, stanął obok Kristiny. 
-Zrobiłem kolacje. Ja z Lily już zjedliśmy, Lily śpi. Odgrzać Ci? - zapytał, zaskakując ją tym. 
-W sumie to nawet nie jadłam kolacji. - odpowiedziała dość niepewnie. Thomas jedynie uśmiechnął się delikatnie, po czym zniknął w kuchni. Kristina zmarszczyła brwi stając w progu kuchnii, opierając się o framugę drzwi. Uważnie go obserwowała. Miała wrażenia, że znów miała do czynienia z Morgensternem sprzed kilku lat. Tym, który zawsze wychodził jej na przeciw. Tym, który zawsze budził ją rano ciepłą herbatą, albo delikatną kawą. Gdy kłócili się, to on pierwszy przepraszał, wracając do domu z bukietem czerwonych róż. I zawsze tak było, do momentu, w którym nie przyznał się do romansu z fizjoterapeutką. Zabolało ją to bardzo mocno a jej serce roztrzaskało się na setki kawałków. 
-Siadaj. - powiedział, uśmiechając się do niej i stawiając na stole czarny talerz z apetycznie wyglądającym daniem. Pokiwała mu z aprobatą głową, odganiając smutne myśli. -Będę się zbierał. - dodał, wycierając mokre dłonie w kuchenną, kolorową ścierkę. 
-Dziękuję. - powiedziała, gdy zbliżał się do progu kuchni. Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił głowę w jej kierunku.
-Smacznego. - dodał i zniknął z jej oczu. Uśmiechnęła się lekko biorąc do ust kolejny kęs przygotowanej przez niego kolacji. Jej ulubionego dania.

•••

   Czarne terenowe audi podjechało na parking pod Innsbruck'ą kamienicą. Prowadząca je blondynka zaparkowała samochód na wolnym miejscu parkingowym po czym, opuściła samochód i skierowała się do klatki schodowej poprawiając pasek torby, który zarzuciła na ramię wychodząc z samochodu. Było jej głupio, że obarczyła Stefana i Michaela opiekę nad jej kuzynem, choć z drugiej strony mężczyźni sami jej to zaoferowali. Mimo to czuła się źle. Wstąpiła więc do pobliskiego sklepu, aby zakupić coś słodkiego obydwu zawodnikom austriackiej reprezentacji. 
   Wbiegła po betonowych schodach pokonując trzy piętra i zatrzymując się przed drzwiami mieszkania numer '28'. Wzięła głęboki oddech, żeby nabrać powietrza po czym jak nieco zabrakło go w jej płucach. Wyprostowała się i zadzwoniła dzwonkiem, który znajdował się blisko drewnianej framugi drzwi. Po krótkiej chwili usłyszała szczęk klucza w zamku a gdy drzwi się przed nią otworzyły ujrzała twarz sympatycznego blondyna, który przywitał ją szerokim uśmiech. 
-Cześć! Ja po Tobiasa. - powiedziała z entuzjazmem i uśmiechem na twarzy. Fakt, że Katherine wybudziła się ze śpiączki dodatkowo dodał jej pozytywnego nastroju. Hayböck otworzył drzwi szerzej, wpuszczając blondynkę do mieszkania, z którego głębi słyszała śmiechy Tobiasa i Stefana.
-Jestem! - oznajmiła, gdy stanęła w progu niewielkiego salonu, w którym na podłodze siedzieli jej kuzyn wraz z austriackim skoczkiem. 
-Już? - spytał Tobias ze słyszalnym smutkiem w głosie. 
-No już, jutro wracają dziadkowie i chciałeś iść z Andim do kina po kościele. - odpowiedziała. Chłopiec ożywił się słysząc zdanie wypowiedziane przez ciocię. Kochał zarówno ją, jak i Andreasa. Wiedział, że zastępują mu tragicznie zmarłych rodziców. Cieszył się, że to zrobili i nie oddali go obcym ludziom. Chciał jednak w przyszłości mieć tatę i mamę, bo gdy byli w trójkę do żadnego się tak nie zwracał. Wiedział, że wyglądałoby to dziwnie, ponieważ Andreas i Andrea są rodzeństwem. 
-Na prawdę, wujek ze mną pójdzie? - spytał z nadzieją.
-Pójdzie, właśnie robi nam kolacje w domu. - odpowiedziała, co sprawiło, że mały zniknął z salonu, mijając się z Michaelem, który stanął obok swojego przyjaciela. 
-Zwariowany dzieciak. - skomentował blondyn, zaśmiewając się pod nosem. 
-Tak, ale jest niesamowity. - dodał Kraft, uśmiechając się do Andrei.
-Oj, nie mieszkacie z nim na co dzień. - dorzuciła. -Ale nie wyobrażam sobie życia bez niego. W sumie gdyby nie on, to może nie byłabym w tym miejscu, w którym teraz jestem. - dodała nieco się zasmucając. Stefan i Michael spojrzeli na siebie, po czym przenieśli wzrok na blondynkę. Historię z jej prywatnego życia znali jedynie pobieżnie, mieli jednak nadzieję, że dziewczyna kiedyś otworzy się przed nimi i wyjaśni im zawiłą historię swojego życia. 
-Idziemy? - spytał Schmitt, uśmiechając się do nich bardzo słodko.
-Tak. - odpowiedziała i gdy miała wychodzić przypomniała sobie o małych upominkach dla sympatycznych skoczków. -Aaa... mam dla was małe co nie co, w podziękowaniu za opiekę nad Tobiasem. - dodała wyciągając z torby, dwie kolorowe torebki ozdobne ze słodkościami. Obaj uśmiechnęli się do niej szeroko. Bardzo ją polubili i mieli nadzieję, że blondynka na dłużej zagości w ich życiu. 
   Stefan odprowadził ich do drzwi, po czym zamknął je na klucz. Gdy wrócił do mieszkania zastał leniwie rozwalonego na sofie Michaela ładującego w siebie słodycze, które dostał od sympatycznej blondynki. Stefan westchnął widząc swojego najlepszego przyjaciela. 
-Jesteś zupełnie jak Gregor. - skomentował, co sprawiło, że blondyn spojrzał na niego z uśmiechem na twarzy.
-Oj tam, mam dobrą przemianę materii. - odpowiedział. 
-Zacytuję Ci naszego kumpla z Polski "Jak będziesz tyle żarł to belka się pod Tobą zarwie." - powiedział, rzucając się na sofę obok blondyna.
-Kurczę, ja na prawdę tęsknie na Piotrkiem i resztą. - westchnął Michael. Stefan pokiwał z aprobatą głową on też nie mógł się już doczekać listopada, w którym będzie mógł znów widzieć przyjaciół. Śmiać się z żartów Żyły, z kawałów jakie robili sobie na wzajem Norwegowie. Z wygłupów Niemców i dyplomacji Ammanna, Stocha i Huli. Obaj odliczali już dni do inauguracji obfitego w zawody i turnieje sezonu Pucharu Świata w Wiśle. 
     Spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli śmiechem. 


Polska
październik 2017 r.

    Kamil Stoch zalał torebkę owocowej herbaty wrzącą jeszcze wodą. Wsypał do kubka łyżeczkę brązowego cukru, zamieszał go i po chwili skierował się do salonu, w którym przy laptopie wśród wielu kartek papieru siedziała jego żona Ewa. Kilkanaście minut wcześniej skończył rozmawiać przez telefon ze swoją mamą, która pożaliła mu się z dziwnego zachowania córki swojej siostry. Kamil zawsze miał dobre kontakty z Marysią ... oczywiście do czasu, gdy nie wyprowadzili się do stolicy kraju. Miał sobie za złe, że zaprzepaścił tak dobry kontakt z Bachledą. Zrobiłby wszystko, żeby go odzyskać, nie wiedział jednak w jaki sposób miałby to zrobić. 
Ewa, która dotąd skupiona na swoich zawodowych obowiązkach zwróciła uwagę na dziwne zachowanie swojego męża. Słyszała, że długo z kimś rozmawiał, nie wiedziała jednak z kim. 
-Co się stało? - spytała, kładąc dłonie na blacie stołu i splatając je ze sobą. Wbiła w swojego męża wzrok i miała nadzieję, że usłyszy z jego ust powód swojego zachowania.
-Ciocia martwi się o Manię. - wyjaśnił. Ewa westchnęła. Poznała Marysię i była nią pozytywnie oczarowana. 
-Zobaczysz wszystko się ułoży. - powiedziała. Kamil chwilę wpatrywał się w ścianę, na której wisiał duży, płaski telewizor. Marysia była dla niego bardzo ważną osobą i zawsze chciał, żeby żyło jej się jak najlepiej a ona sama była szczęśliwa.
-Pojadę do niej do Warszawy. Pojedziesz ze mną? - spytał, wbijając w nią swój wzrok. Chwilę się mu przyglądała, po czym podniosła się z krzesła i podeszła do męża siadając obok niego. Położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się do niego, po czym pocałowała go w policzek.
-Jasne, że z Tobą pojadę. - skomentowała, po czym pocałowała go namiętnie. 
Kochała go i nie wyobrażała sobie jakby to wszystko wyglądało, gdyby nie miała go obok siebie.

○○○



Witajcie!!!

Pojawiam się z trójką, choć wiem, że minął prawie miesiąc odkąd dodałam dwójkę. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Wiem, że mogły wkraść się błędy i wierzę, że mi ten fakt wybaczycie. 

Dziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami. 
Pozdrawiam was gorąco i mam nadzieję, że z czwórką pojawię się wcześniej.
Pozdrawiam.
Evie.


Komentarze

  1. Wybacz,że dopiero teraz ale troche kiepsko u mnie z czasem. Co do rozdziału jest fajny. Dobrze,że Kate się wybudziła. Czekam na następny u pozdrawiam😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mimo braku czasu, tutaj trafiłaś.
      Miło mi wiedzieć, że rozdział Ci się spodobał.
      Następny rozdział, może jeszcze przed świętami.
      Pozdrawiam gorąco i bardzo ale to bardzo dziękuję za to, że jesteś tutaj.
      Buziaczki.

      Usuń
  2. Wpadnę w wolnej chwili. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Kate się obudziła. Oby jak najszybciej doszła do zdrowia.
    Coraz bardziej ciekawi mnie postać Andrei i jej tajemnicza przeszłość.
    Trzymam także kciuki za Thomasa, aby udało mu się wrócić do skoków i aby jego relacje z Kristiną, jeszcze bardziej się ociepliły.
    Pojawili się także nowi bohaterowie. Kamil z Ewą wyglądają na zgodną i udaną parę. Wspierają się nawzajem, a to przecież jest bardzo ważne. Zastanawiam się też nad tym jakie problemy może mieć Marysia i czy Kamil zdoła jej pomóc.
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział. 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana dziękuję za komentarz. Długi i bardzo treściwy.
      Cieszę się, że wszystkie wątki zyskały Twoją sympatię (bo sądzę, że tak jest).
      Wszystko będzie się powoli wyjaśniać i mam nadzieję, że to co będzie się działo nadal będzie Ci się podobać.
      Dziękuję kochana za komentarz.
      Pozdrawiam.
      Buziaczki.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty